Jestem maniaczką wszelakich odcieni szarości. Mieszkanie planuje urządzić w czarno-bieli, wnętrze mojej szafy wypełniają szarobure ubrania, włosy od dawna farbuję na czarno... Śmiało można byłoby pomyśleć, że jestem żoną rockman`a lub metalowca, którzy rzadko kiedy preferują inną kolorystykę.
Szare grube poncho zarzuciłam na klasyczną bluzkę w czerni, którą wsunęłam w skórzane spodnie z modnymi rozcięciami. To nic, że nie trafiłam z rozmiarem... Ostatnio ku mojemu zaskoczeniu zaczynam się zaprzyjaźniać z rozmiarem S. Jedynie mąż narzeka, że niedługo nic ze mnie nie zostanie... ;) a tu jeszcze długa droga do idealnej sylwetki, oj długa.
Buty były jedynymi w mojej szafie, które jako tako pasowały do całości, nadając się jednocześnie na tą paskudną pogodę, a torebka skradła mi serce jakiś czas temu. Ku mojemu szczęściu dorwałam ją w lumpeksie, po czym okazało się, że to oryginał wart kilka tysięcy złotych.
Etykiety: stylizacja